sobota, 30 kwietnia 2016

Kartka z dziennika

28. 04. 2016 Czwartek

Ledwo wstaję na poranną Mszę. Ksiądz Andrzej znów zaczął pięć minut wcześniej. Jakie to mało afrykańskie!

Śniadanie: nie mogę już patrzeć na masło orzechowe i dżem ani na owsiankę. Zrobiłam wczoraj rarytas - sałatkę z kurczakiem i warzywami. Delektuję się sama bo Sylwia chora. Ma pozanzibarskie problemy żołądkowe i coś dziwnego na stopach. Śmieję się, że niedługo motyl jej ze skóry wyfrunie.

Umawiam się z Clemensem na malowanie ściany w oratorium na godzinę 10.00. Nie wyrabiam się bo w międzyczasie przychodzi siostra Amalia. Zaatakował ją pies i w szpitalu nie chcieli jej zszyć nogi. Nawet bandaży nie mieli. Dali jej tylko płyn fizjologiczny do przemywania. Opatruję więc jej tę ranę i zaopatruję w leki i opatrunki "na wynos".

Docieram do Clemensa i biorę się za malowanie na ścianie konturów ręki papieża Franciszka.

Około 12.00 dzwoni Father Lupicino pytając o wygląd plecaków, które nam skradziono dwa miesiące temu. Prawdopodobnie znalazł złodzieja.

Sylwia wraca od lekarza i okazuje się, że ma zespół larwy wędrującej. Czyli moje żarty z motylkiem nie były takie bezpodstawne. Aż mnie wszystko swędzi!

Po obiedzie idziemy z Christantosem na komisariat policji obejrzeć plecaki. Młoda dama powoli przeżuwa frytki i mówi, że dziś funkcjonariusze pracowali tylko do 12.00. Każe przyjść jutro ("i co się dziwisz" - mówię sobie).

Po południu dalej maluję papieża Franciszka. Przychodzą dzieci na oratorium, m.in. Kunda. Nie widzieliśmy się dwa tygodnie. Chłopcy biegną się przytulić. Dzisiaj chcą rysować kredkami. Przynoszę im. Kunda zostaje odpowiedzialnym za wydzielanie papieru w razie gdyby ktoś nowy doszedł. Ja wracam do malowania ściany. Co jakiś czas do nich zaglądam i głośno podziwiam ich prace: kościoły, samochody, szkoły i domy. Na koniec oratorium chłopcy zgodnie sprzątają kredki i składają kartki. Jestem z nich dumna bo zostawili po sobie idealny porządek bez mojej pomocy. Dobrze jest ich czasem zostawić samych. Poczuli się odpowiedzialni.

Chłopcy z oratorium w Kabwe
Kolacja: ciąg dalszy sałatki z kurczakiem.

Po kąpieli różaniec w kaplicy.

Opatruję sobie jeszcze ranę na nodze po wczorajszym upadku na kamieniach.

Padam. Czas spać!

1 komentarz:

  1. Cześć Paulina! Fr Andrzej tak ma. Racja mało afrykańskie ;) A umawialiście się kiedyś na wyjazd autem? ;-)))) Ale to dobry ksiądz.

    Widziałem wasze zdjęcia w nie naszym tzn. Salezjańskim czasopiśmie siedząc już za biurkiem w Krakowie. I mówię: znam te Damy ;)

    Pozdrawiam. Błogosławieństwa Bożego, z Nim dacie radę!. Marek z Kazembe ;))))

    OdpowiedzUsuń