Ledwo wstaję na poranną
Mszę. Ksiądz Andrzej znów zaczął pięć minut wcześniej. Jakie
to mało afrykańskie!
Śniadanie: nie mogę już
patrzeć na masło orzechowe i dżem ani na owsiankę. Zrobiłam
wczoraj rarytas - sałatkę z kurczakiem i warzywami. Delektuję się
sama bo Sylwia chora. Ma pozanzibarskie problemy żołądkowe i coś
dziwnego na stopach. Śmieję się, że niedługo motyl jej ze skóry
wyfrunie.
Umawiam się z Clemensem
na malowanie ściany w oratorium na godzinę 10.00. Nie wyrabiam się
bo w międzyczasie przychodzi siostra Amalia. Zaatakował ją pies i w
szpitalu nie chcieli jej zszyć nogi. Nawet bandaży nie mieli. Dali
jej tylko płyn fizjologiczny do przemywania. Opatruję więc jej tę
ranę i zaopatruję w leki i opatrunki "na wynos".
Docieram do Clemensa i
biorę się za malowanie na ścianie konturów ręki papieża
Franciszka.
Około 12.00 dzwoni
Father Lupicino pytając o wygląd plecaków, które nam skradziono dwa miesiące temu. Prawdopodobnie znalazł złodzieja.
Sylwia
wraca od lekarza i okazuje się, że ma zespół larwy wędrującej.
Czyli moje żarty z motylkiem nie były takie bezpodstawne. Aż mnie
wszystko swędzi!
Po obiedzie idziemy z
Christantosem na komisariat policji obejrzeć plecaki. Młoda dama
powoli przeżuwa frytki i mówi, że dziś funkcjonariusze pracowali
tylko do 12.00. Każe przyjść jutro ("i co się dziwisz"
- mówię sobie).
Po południu dalej maluję
papieża Franciszka. Przychodzą dzieci na oratorium, m.in. Kunda.
Nie widzieliśmy się dwa tygodnie. Chłopcy biegną się przytulić. Dzisiaj chcą rysować kredkami. Przynoszę im. Kunda zostaje
odpowiedzialnym za wydzielanie papieru w razie gdyby ktoś nowy
doszedł. Ja wracam do malowania ściany. Co jakiś czas do nich
zaglądam i głośno podziwiam ich prace: kościoły, samochody,
szkoły i domy. Na koniec oratorium chłopcy zgodnie sprzątają
kredki i składają kartki. Jestem z nich dumna bo zostawili po sobie
idealny porządek bez mojej pomocy. Dobrze jest ich czasem zostawić
samych. Poczuli się odpowiedzialni.
Po kąpieli różaniec w
kaplicy.
Opatruję sobie jeszcze
ranę na nodze po wczorajszym upadku na kamieniach.
Padam. Czas spać!
Cześć Paulina! Fr Andrzej tak ma. Racja mało afrykańskie ;) A umawialiście się kiedyś na wyjazd autem? ;-)))) Ale to dobry ksiądz.
OdpowiedzUsuńWidziałem wasze zdjęcia w nie naszym tzn. Salezjańskim czasopiśmie siedząc już za biurkiem w Krakowie. I mówię: znam te Damy ;)
Pozdrawiam. Błogosławieństwa Bożego, z Nim dacie radę!. Marek z Kazembe ;))))