Dziękuję za życie. Za
każde, nawet za to, którego nikt nie chce przyjąć. Za życie
każdego malucha z Makululu.
Za Freda, Felixa,
Charlsa, July, Kundę, Omegę, Shanteo i setki innych dzieci
przychodzących do naszej szkoły i oratorium.
Za kilkumiesięczną
dziewczynkę, którą kilkuletni chłopczyk przyniósł na nasze
boisko i zostawił. I za to, że znalazłam jej młodziutką mamę
siedzącą spokojnie pod chatą i zupełnie nie przejętą tym, że
jej płaczęce dziecko ubrane w strzepek sukienki niesie jakaś
biała.
Dziękuję za to, że
dzieci uczą mnie kreatywności i za to nawet, że ukradły kredki.
Będą miały czym malować w domu. Wieczorne słówka na dobranoc i
przykłady z życia księdza Bosko może powoli zmienią złodziejskie
przyzwyczajenia.
Dziękuję za poczucie
bezradności gromadzone w ciągu dnia bo wieczorem doprowadza mnie
często do śmiechu a rano zamienia się w nowe pomysły rozwiązań
i uczy rezygnacji ze swoich sztywnych planów.
Dziękuję za to, że w
październiku przepadła nauczycielka. Przez to, że jej nie ma mam
niełatwy ale jasny obowiązek prowadzenia szkoły.
Dziękuję za codzienny
uśmiech Kundy, który dodaje otuchy i za fochy Mumbi, które
zawierają w sobie naprawdę zabawne miny.
Dziękuję za to, że
czesto nie ma prądu. Idę wtedy spać razem ze słońcem.
Dziękuję za olbrzymie
pająki. Drugiego bałam się mniej niż pierwszego.
Dziękuję za słodkie
mango i soczyste papaje, za arbuzy i awokado!
Dziękuję za psujące
się rowery, na których ciężko się jeździ – kondycja poprawia
się podwójnie a n'szima nie powoduje, że drzwi są coraz węższe.
Dziękuję za codzeienną
Eucharystię i za kaplicę w domu.
Dziękuję za każdy
dzień na misjach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz