czwartek, 17 marca 2016

Troskliwy Ojciec

Pan moim światłem i zbawieniem moim: kogo miałbym się lękać?
Pan obrońcą mojego życia: przed kim miałbym czuć trwogę? /Ps 27/

Dowiedziałyśmy się z Sylwią niedawno, że mamy się przenieść do nowego mieszkania dla wolontariuszy położonego na końcu posesji salezjanów. Trochę bałyśmy się mieszkać same w tym miejscu ale zapewniano nas, że jest bezpiecznie. Pan Bóg rozwiązał problem po swojemu i nie pozwolił byśmy zbyt długo żyły w niepokoju.

Poniedziałek. 6.30 - Msza św. W trakcie Eucharystii zaczął padać deszcz. W zasadzie lać zaczęło. Wychodząc z kościoła zdjęłyśmy chitengi (kawałek materiału, który służy m.in. jako spódnica, zawsze jednak pod spodem muszą być spodnie lub legginsy) i użyłyśmy ich jako ochrony głowy przed ulewą. Biegiem dotarłyśmy do domu.
Tego dnia miałyśmy się przenosić do nowego mieszkania ale pogoda nam nie ułatwiała realizacji planów. Dopiero około południa ruszyłyśmy z przeprowadzką. Po kilku godzinach sprzątania, mycia okien, przenoszenia rzeczy stwierdziłyśmy, że jesteśmy w miarę ulokowane ale nie mamy już siły na sprzątnięcie nowej łazienki. Zakomunikowałam Sylwii, że wolałabym dzisiaj nocować jeszcze w starym pokoju bo chcę tam się umyć i tam została moja moskitiera. Sylwia też chciała wrócić. Powiedziałam, że w takim razie zaczekam na nią aż skończy urządzanie swojej części pokoju i pójdziemy razem. W tym czasie posegregowałam swoje dokumenty oraz pieniądze i włożyłam je skrzętnie do pachnącej nowością szafy z sejfem! Przed 23.00 udałyśmy się do starego mieszkania na nocleg.
Następnego dnia rano wzięłyśmy swoje tobołki i ruszyłyśmy z powrotem do naszego nowego "apartamentu" na śniadanie. To co zobaczyłyśmy po otworzeniu drzwi pokoju napełniło nas przerażeniem. Na wyszorowanej wczoraj podłodze – ślady błota. Nasze buty porozrzucane po całym pokoju, wyłamana siatka z okna, okno do łazienki otwarte, zniknęły nasze rzeczy. Nie miałyśmy wątpliwości, że ktoś włamał się w nocy do mieszkania i nas okradł. Stało się jasne, że to miejsce nie jest dobre dla nas. Jeszcze tego samego dnia spakowałyśmy pozostałe po kradzieży rzeczy i wróciłyśmy na "stare śmieci".

Czuję, że Ktoś tej nocy bardzo się o mnie troszczył. Przecież mogłyśmy zostać w nowym pokoju a jednak wróciłyśmy na noc do starego. Pan Bóg miał wobec nas swój plan i nie chciał nas narazić na niebezpieczeństwo. On bardzo dba o swoje dzieci! Także dokumenty i pieniądze ocalały bo trochę dla żartu ale zamknęłyśmy na klucz tą metalową szafę z sejfem.

Kiedy już wróciłyśmy do starego pokoju, zapłakane i rozemocjonowane zaistniałą sytuacją zaczęłyśmy robić bilans strat. Ukradziono nam m.in. dużą ilość jedzenia, którą dostałyśmy z paczek od rodziny i znajomych i wtedy przypomniały mi się słowa z Ewangelii czytanej w dniu mojego posłania misyjnego:
"Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki./J 6, 27/


I wszystko jasne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz