Pan obrońcą mojego
życia: przed kim miałbym czuć trwogę? /Ps 27/
Dowiedziałyśmy się z
Sylwią niedawno, że mamy się przenieść do nowego mieszkania dla
wolontariuszy położonego na końcu posesji salezjanów. Trochę bałyśmy
się mieszkać same w tym miejscu ale zapewniano nas, że jest bezpiecznie. Pan Bóg rozwiązał problem po
swojemu i nie pozwolił byśmy zbyt długo żyły w niepokoju.
Poniedziałek. 6.30 -
Msza św. W trakcie Eucharystii zaczął padać deszcz. W zasadzie
lać zaczęło. Wychodząc z kościoła zdjęłyśmy chitengi (kawałek materiału, który służy m.in. jako spódnica,
zawsze jednak pod spodem muszą być spodnie lub legginsy) i użyłyśmy
ich jako ochrony głowy przed ulewą. Biegiem dotarłyśmy do domu.
Tego dnia miałyśmy się
przenosić do nowego mieszkania ale pogoda nam nie ułatwiała
realizacji planów. Dopiero około południa ruszyłyśmy z
przeprowadzką. Po kilku godzinach sprzątania, mycia okien,
przenoszenia rzeczy stwierdziłyśmy, że
jesteśmy w miarę ulokowane ale nie mamy już siły na sprzątnięcie
nowej łazienki. Zakomunikowałam Sylwii, że wolałabym dzisiaj
nocować jeszcze w starym pokoju bo chcę tam się umyć i tam
została moja moskitiera. Sylwia też chciała wrócić.
Powiedziałam, że w takim razie zaczekam na nią aż skończy
urządzanie swojej części pokoju i pójdziemy razem. W tym czasie
posegregowałam swoje dokumenty oraz pieniądze i włożyłam je
skrzętnie do pachnącej nowością szafy z sejfem! Przed 23.00
udałyśmy się do starego mieszkania na nocleg.
Następnego dnia rano
wzięłyśmy swoje tobołki i ruszyłyśmy z powrotem do naszego
nowego "apartamentu" na śniadanie. To co zobaczyłyśmy po
otworzeniu drzwi pokoju napełniło nas przerażeniem. Na
wyszorowanej wczoraj podłodze – ślady błota. Nasze buty
porozrzucane po całym pokoju, wyłamana siatka z okna, okno do
łazienki otwarte, zniknęły nasze rzeczy. Nie miałyśmy
wątpliwości, że ktoś włamał się w nocy do mieszkania i
nas okradł. Stało się jasne, że to miejsce nie jest dobre dla
nas. Jeszcze tego samego dnia spakowałyśmy pozostałe po kradzieży
rzeczy i wróciłyśmy na "stare śmieci".
Czuję, że Ktoś tej
nocy bardzo się o mnie troszczył. Przecież mogłyśmy zostać w
nowym pokoju a jednak wróciłyśmy na noc do starego. Pan Bóg miał
wobec nas swój plan i nie chciał nas narazić na niebezpieczeństwo.
On bardzo dba o swoje dzieci! Także dokumenty i pieniądze ocalały
bo trochę dla żartu ale zamknęłyśmy na klucz tą metalową szafę
z sejfem.
Kiedy już wróciłyśmy
do starego pokoju, zapłakane i rozemocjonowane zaistniałą sytuacją
zaczęłyśmy robić bilans strat. Ukradziono nam m.in. dużą ilość
jedzenia, którą dostałyśmy z paczek od rodziny i znajomych i
wtedy przypomniały mi się słowa z Ewangelii czytanej w dniu mojego
posłania misyjnego:
"Troszczcie się nie
o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki./J 6, 27/
I wszystko jasne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz