Przyszedł
tak zwyczajnie w podartych spodniach i rozciągniętej koszulce.
Usiadł obok. Nic nie mówił tylko mnie objął i położył białą
od grzybicy głowę na moich kolanach.
Przyniósł
ze sobą mdły, słodkawo-kwaśny zapach. Coś pomiędzy moczem a
wazeliną kosmetyczną, między dymem z palonych śmieci a smażoną
rybą, między rozkładającym się zdechłym psem a kawą Inką.
Dziwny zapach. Tak pachnie większość dzieci z Makululu.
Nazywa się
Gift co z angielskiego oznacza dar. Otrzymałam od niego lekcję.
Pokazał mi czym jest ufność. Choć brudny bez wahania wtulił
swoje małe ciało w moje czyste ubrania. Czy nie tak powinnam
przychodzić do Boga, który przyjmuje każdego?
Gdzieś
pomiędzy zapachem Makululu pachnie nadzieja i miłość. Ta woń
jest słodka ale nie odurzająca.
Jeśli
więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim
dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z Nieba da Ducha Świętego tym,
którzy Go proszą./Mt 7, 11/
Pan Bóg w
czasie misji pokazuje mi swoje łagodne oblicze do mnie samej. Wlewa
w moje serce delikatne perfumy ufności i miłości.
___________
Dziecię
moje, życie na ziemi jest walką, i to wielka walką o królestwo
Moje, ale nie lękaj się, bo nie jesteś sama. Ja cię wspieram
zawsze, a więc oprzyj się o ramię Moje i walcz, nie lękaj
się niczego. Weź naczynie ufności i czerp ze zdroju żywota
nie tylko dla siebie, ale i pomyśl o innych duszach, a szczególnie
o tych, którzy nie dowierzają Mojej dobroci. /Dzienniczek s.
Faustyny,1488/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz