sobota, 19 marca 2016

Kryminalne zagadki Kabwe


Czy włamanie i kradzież mogą być zabawne? W Zambii zdecydowanie tak!

NAUKA ANGIELSKIEGO
Siedzimy na łóżku w naszym nowym pokoju, który tej nocy został nawiedzony przez intruzów. Siedzimy ze słownikiem polsko-angielskim i sporządzamy listę. Jest to spis rzeczy ukradzionych. Kto by pomyślał, że w ten sposób będę poszerzać swój zasób słownictwa...

POSTERUNEK POLICJI
Na wysokiej ławie siedzi pięciu policjantów wpatrzonych w ekran telewizora. Na ścianach czarne pajęczyny i włochate pająki. W rogu stoi niezbędnik komisariatu policji – zamrażarka. Za plecami policjantów kraty i wyglądający zza nich więźniowie. Zaduch.
Jeden z funkcjonariuszy notuje nasze zeznanie z kradzieży. Spisuje dane osobowe: imię, nazwisko, płeć, wiek, zawód, narodowość, miejsce zamieszkania w Zambii. Policjant nie chce żadnego dokumentu, wierzy na słowo. Na koniec pyta jeszcze Sylwię:
- Jak się nazywa twoja wieś?
- Jak to? Ale tutaj? W Zambii?
- Nie, w Polsce.
Sylwia zaskoczona ze śmiechem na ustach udziela odpowiedzi.
Po kilku próbach mężczyzna poprawnie zapisuje nazwę miejscowości po czym kontynuuje przesłuchanie:
- A kto jest królem twojej wioski?
Patrzymy na siebie z Sylwią i wybuchamy śmiechem. Nawet pozostali policjanci odrywają na chwilę wzrok od telewizora i patrzą w naszym kierunku zdziwieni tą reakcją. Przesłuchujący funkcjonariusz prosi byśmy skontaktowały się z rodziną i zapytały o dane osobowe króla.

Kiedy udaje nam się wyjaśnić, że w Polsce trochę inaczej niż w Zambii sytuacja z królem wioski wygląda przechodzimy do dalszej części zeznania. Policjant prosi byśmy dokładnie wypisały nazwy rzeczy, które nam zginęły. Dajemy mu sporządzoną wcześniej listę. Zostajemy dodatkowo poproszone o podanie nazw żywności i leków, które zostały ukradzione. Zaczynamy się znowu śmiać i tłumaczymy, że wiele z tych rzeczy miało polskie napisy. Funkcjonariusz nie daje za wygraną i prosi byśmy wypisały to co było na opakowaniach produktów. Cóż było robić:
  • kisiel
  • budyń
  • drożdże
  • bita śmietana
  • toffifi
  • proszek do pieczenia
  • Chela Mag B6
  • Witaminy dla kobiet
  • ...
Przesłuchanie trwa już chyba dwie godziny ale policjant nie wydaje się nim znudzony. Pyta co chwila co to za literka wskazując raz na "ń", raz na "ż" po czym i tak zapisuje po swojemu. "Drożdże" to "drotote" a "proszek do pieczenia" – "prosiek do pieonenuia". Nie ukrywam, że ja też się przy tym dobrze bawię. Zważywszy na trudności ostatniego czasu uznaję, że potrzebuję nieco kabaretu i nie próbuję go skracać.

Ostatecznie po zakończonym przesłuchaniu udajemy się wraz z dwoma panami ubranymi w zielone mundury na miejsce przestępstwa.

DOCHODZENIE
Wraz w policjantami dokładnie obchodzimy każdy kąt mieszkania zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Jeden z mężczyzn wyjmuje swój telefon komórkowy (jakaś stara nokia klawiszowa) i tym niezwykle profesjonalnym sprzętem zaczyna pstrykać zdjęcia. W pewnym momencie zauważam, że moje świece, które dostałam od cioci w paczce bożonarodzeniowej leżą w kałuży błota. Chcę je podnieść ale policjant woła bym absolutnie nic nie dotykała! (pewnie oglądał jakiś program kryminalistyczny i tam też tak mówiono, ominął jednak następny odcinek – ten dotyczący zbierania odcisków). Następnie udajemy się w busz na poszukiwanie śladów. Ta droga przypomina nieco śledzenie nosorożców (przeżyłam je kilka miesięcy wcześniej w parku narodowym). Po kilku minutach znajdujemy pierwszy i jedyny ślad – ulotkę z Magnezinu, którą mężczyzna dokładnie fotografuje i obchodzi dookoła jakby co najmniej była bombą i jeden nieodpowiedni ruch spowodowałby jej wybuch. W międzyczasie odbywają się bardzo poważne rozmowy:
  • Kiedy wyjdziesz za mąż? Ile będziesz miała dzieci? - pyta funkcjonariusz jakby nigdy nic.
Po pół godzinie szukania dalszych śladów policjanci stwierdzają, że czas wracać.
  • Co dalej Panowie zamierzają zrobić w naszej sprawie? – pyta Sylwia
  • Hm... no teraz trzeba zjeść lunch i trochę odpocząć – słyszymy odpowiedź.

CZEMU OKNEM A NIE DRZWIAMI?
Czyli pytania bez odpowiedzi.

Prawda jest taka, że miałyśmy w tym wszystkim dużo szczęścia. Mało, że nas nie było podczas kradzieży, cenne rzeczy zamknęłyśmy na klucz w metalowej szafie to jeszcze złodziej był średnio inteligentny.
W naszym nowym mieszkaniu były dwoje drzwi prowadzących na dwór – jedne z pokoju, drugie z łazienki. Jedne i drugie były zamknięte jednak w drzwiach łazienkowych zostawiłyśmy klucz od środka. Złodziej mógł więc zatem po włamaniu się z łatwością otworzyć drzwi i wynieść o wiele więcej niż przez wąskie okienko. No cóż, dzięki Bogu nie wpadł na to!

Poza tym w pokoju zostawiłyśmy klucze do tej cudownej metalowej szafy – złodziej także na to nie wpadł, że mogą pasować do zamka w sejfie.

Podejrzewam, że był to ktoś o ciemnej karnacji, gdyż mój puder do twarzy ocalał. Pewie był zbyt jasny.

Zastanawia nas też fakt na jakiej podstawie dokonano kradzieży. Ktoś szukał pieniędzy bo przegrzebał wszystko ale dlaczego na przykład zabrał nam herbatę malinową a truskawkową zostawił? Dlaczego zabrał stare, rozlatujące się sandały a nowe, nieużywane adidasy zostawił? Co zrobi z musującym wapnem? Czy budyń będzie gotował razem z n'szimą? Jak użyje stopperów do uszu – może jako gumę do żucia... Te i inne pytania już na zawsze pozostaną tajemnicą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz