poniedziałek, 16 listopada 2015

Z wizytą u ludu Tonga


Dziesiąta niedziela na misjach. Tym razem na Mszę św. udajemy się do kościoła Saint Peter w buszu, jakieś 60 km od Kabwe. Miejscowość nazywa się Lupia. Nie jedziemy tam jednak z Księdzem Lupim, choć tak by pasowało ze względu na nazwę miejsca. :) Nas i ekipę parafialną zabiera Ksiądz Michał.

Upchane na krytej pace telepiemy się przez dwie godziny po afrykańskich dróżkach i bezdrożach.



DROGA DO
Mijamy bard
zo urokliwe miejsca m.in. chatki i kolej wybudowane przy skałach wśród afrykańskiego buszu. Zatrzymujemy się nawet na krótką sesję zdjęciową.





W pewnym momencie telepie nas mocniej. Stajemy. Wpadliśmy w dół...




Na szczęście udaje się wypchnąć samochód. Okazuje się, że tylko błotnik zmienił położenie. Jedziemy dalej. Po drodze kilka razy się jeszcze gubimy i musimy skorzystać z GPS-u czyli zasięgnąć języka u miejscowych. W końcu docieramy na miejsce.

Czym prędzej próbujemy wydostać się z bagażnika by zaczerpnąć świeższego powietrza.
- Wow! - krzyczy Sylwia, która wyszła pierwsza - Ale kościół!
Wyglądam i i spostrzegam niewielki gliniany budynek kryty słomą. Nie ma nawet krzyża.
- O jacie!
Wokół kościoła zgromadziła się grupka ludzi. To mieszkańcy tutejszych okolicznych wiosek. Ludność należy do plemienia Tonga, mówi językiem chitonga i utrzymuje się z działalności rolniczej. Przywędrowała do Lupii z południowej części Zambii. W oddali widać ich chatki porozrzucane to tu, to tam niczym wysepki. Każda z "wysepek" otoczona jest wyschniętą lub wypaloną trawą z kilkoma zielonymi drzewami pośrodku.

Mężczyźni niosący krzesło na Mszę św. dla celebransa

MSZA ŚWIĘTA
Podczas Mszy Świętej ma miejsce sakrament Chrztu oraz Pierwsza Komunia. Co ciekawe, oba sakramenty przyjmują te same osoby. Przed nabożeństwem odbyły one także egzamin oraz Pierwszą Spowiedź. Nie są to więc bardzo małe dzieci.

Egzamin

Siedzę w ciemnym kościółku wciśnięta pomiędzy Sylwię a jakiegoś czekoladowego malucha i sobie myślę jakie to niesamowite, że w takie miejsca dociera nauka o Jezusie i ludzie ją przyjmują. Religijność jest zupełnie inna, wpisana w tutejszą kulturę ale wiara w tę samą Osobę. Tutaj na pustkowiu, w buszu także jest Bóg!



Daje się odczuć, że spotkani ludzie żyją skromnie. W darach nie niosą fanty ani kóz, tak jak na stacjach misyjnych położonych bliżej miasta. Przynoszą jednak to co mają - woreczek orzechów ziemnych a po nabożeństwie częstują nas nszimą.

POWRÓT
To, że nie dostajemy dziś kozy mnie osobiście cieszy bo nie muszę obok niej wracać. Zabieramy jednak kilkoro tubylców. Jedziemy więc w 12 osób w 5-cio osobowym samochodzie! Czuję się niczym hermetycznie zamknięta parówka Berlinka bo i oddychać nie ma czym i ruszyć nie ma gdzie. Jeszcze to przeziębienie! Do prawdy nie wiem jak mogłam na tych wertepach, ale zasnęłam.
Z wielką ulgą wygramoliłam się w Kabwe.

Mimo męczącej podróży dzisiejsza wyprawa przysparza mi wiele radości a prosta wiara ludu Tonga na nowo ożywia moją, zracjonalizowaną.




3 komentarze:

  1. Widzę, że nawet w Afryce nie możesz się z koleją rozstać ;)
    Rafał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Paula jesteś niesamowita :) P.Szegda

    OdpowiedzUsuń