czwartek, 22 października 2015

Mała powietrzna TRĄBA


Środa, godzina 13.30. Koniec zajęć w szkole. Wracam rowerem z Makululu. Tym razem czerwonym z zepsutymi przerzutkami. Słońce wysoko na niebie. Gorąco! Czuję się niczym prażony orzeszek ziemny ale wytrwale jadę dalej. Perspektywa obiadu motywuje. Wtem w powietrze wzbija się tuman kurzu, przybierający formę trąby powietrznej. Zabiera ze sobą wszystkie napotkane po drodze śmieci, unosi w powietrze i pędzi prosto na mnie.

Mimo, że słońce mocno daje w czaszkę zaczynam trzeźwo myśleć. Zatrzymuję się, zeskakuję z roweru, skulona zapieram się o kierownicę, twarz osłaniam kapeluszem i czekam... Uf... wir nie był na tyle duży by mnie porwać ze sobą. Popędził dalej. Ocieram twarz z piasku, wypluwam jego ziarenka z ust, wskakuję na rower i bogatsza o nowe doświadczenie jadę dalej. Na obiad!




Podczas pobytu w Zambii co jakiś czas w moim sercu wzbija się tuman kurzu, przybierający formę trąby powietrznej. Powstaje na skutek zderzenia atmosferycznych frontów: europejskiego i afrykańskiego. Zabiera wszystkie napotkane po drodze śmieci, unosi je i pędzi prosto na mnie. Zdaje się, że chce mnie porwać ze sobą. Tym kurzem są myśli i emocje, które zaczynają się kręcić wokół siebie tworząc wir. Wir napędzany złością i smutkiem, niezadowoleniem i bezradnością, rozdrażnieniem i zniecierpliwieniem. Wtedy często wystarczy "zatrzymać się i zeskoczyć z roweru", przybrać odpowiednią postawę i pozwolić wichurze przejść. Gdy dzieli nas dystans można spokojnie jechać dalej, na obiad, (na Ucztę?) i dać się ogrzewać Słońcu.

2 komentarze:

  1. To znowu ja. :). Z wielkim podziwem i przyjemnością czytam każdy post. Pani uśmiech zaraża nawet przez zdjęcia.
    Serdeczne pozdrowienia.
    Iga. :)

    OdpowiedzUsuń