Około
pięćdziesięciu osób ubranych kolorowo siedzi na szarym betonowym
schodku przed zielonymi drzwiami prowadzącymi do budynku
parafialnego. Wśród nich są mamy z uwiązanymi chitengą na plecach
dziećmi. Są także starsze kobiety z siedzącymi grzecznie obok
nich wnukami ubranymi w szkolne mundurki. Młodzi uczniowie wyglądają
trochę jak smerfy, tylko im białych czapeczek brakuje. Są wśród
nich także rozbrykane maluchy i te trochę spokojniejsze dłubiące
patykiem w ziemi w poszukiwaniu jadalnych robaków. Wszyscy na coś
czekają.
O
CO W TYM CHODZI?
Otwieram
zielone wrota sali parafialnej. Wchodzimy do niej: Sylwia, ja i dwóch
zambijskich młodzieńców, których funkcja w ostatnich dniach jest
nieoceniona. Ustawiamy
stoliki, wyjmujemy trzy segregatory z dokumentami po czym zaczynamy.
Dziś
rozpoczął się rok szkolny. W Zambii każde dziecko marzy o tym by
pójść do szkoły. Nie każdego jednak na to stać. Poprzez program "Adopcji na odległość" ludzie z Polski
wspierają edukację najuboższych dzieci i młodzieży. Prowadzimy
rejestrację osób przychodzących z prośbą o wsparcie.
Pierwszeństwo maja dzieci, które straciły rodziców.
Młodzież, począwszy od ósmej klasy aby otrzymać pomoc na opłatę
szkoły i zeszytów ma zadanie odpracować minimum 10 dni na rzecz
parafii. Doświadczają przez to, że ich funkcjonowanie nie musi się
ograniczać do podwórka na slumsach ale pracą mogą coś w życiu
uzyskać. Przy okazji mają możliwość nauczenia się różnych
zawodów - ostatnio głównie murarki, gdyż budowane jest ogrodzenie
nowego salezjańskiego terenu w Makululu. Dwóch mężczyzn
weryfikuje i nadzoruje prace a potem przekazuje mi i Sylwii
informacje o konkretnych osobach.
Obaj
nadzorcy są także niezwykle pomocni w prowadzeniu rozmów z
tubylcami. Tłumaczą nam to czego nie rozumiemy. A jest wiele
zawiłości...
JAK
MASZ NA IMIĘ?
Jednym
z dokumentów jakie potrzebujemy podczas gromadzenia informacji o
uczniach objętych programem "Adopcji na odległość" jest
formularz osobowy. Zadaję więc pytania:
- Jak
masz na imię?
-
John Mulenga
-
Byłeś na liście w tamtym roku?
- Tak
- Nie widzę Twojego nazwiska, na pewno byłeś?
Przeszukuję
wszystkie dokumenty. Trwa to około 10 minut. Nie znajduję nic o
John'ie. Zaczynam jeszcze raz, powoli. On zagląda mi przez ramię.
- O!
Jest! - woła
- Jak
to jest? - pytam – Przecież to nie jest formularz John'a Mulengi tylko Patrick'a Mumby.
- Tak,
bo to moje drugie imię i nazwisko.
Uśmiecham
się tylko bo to nie pierwsza podobna sytuacja...
Jeden
mężczyzna próbował mi któregoś dnia wytłumaczyć jak to jest z
tymi imionami. Niestety chyba niewiele zrozumiałam. Podobno minimum
to trzy imiona. Jedno jest tym, które używają w domu – imię
tradycyjne, drugie jest używane w dokumentach np.
szkolnych, trzecie wynika z wierzeń religijnych. W przypadku
katolików trzecim imieniem jest to ze Chrztu.
JAK
SIĘ TWÓJ TATA NAZYWA?
-
Masz ojca?
- Tak
- Jak
się nazywa?
- Nie
wiem
Innym
razem:
-
Masz ojca?
-
Nie.
- Kto
jest Twoim opiekunem?
-
Ojciec.
-
Mówiłeś, że nie masz ojca.
- No
bo nie mam, ale brat ojca to też ojciec.
Kiedy
indziej znowu przychodzi kobieta by ponowić prośbę o adopcję
swoich dwóch synów, którzy nie mieli uzupełnionych formularzy
osobowych. Pytam:
- Czy
ten chłopiec ma ojca?
-
Tak.
- Jak
się Pani nazywa bo chcę panią wpisać w rubryce "matka"?
- Ale
ja nie jestem matką tego chłopca, jestem matką tego drugiego,
którego ojciec jest tym samym ojcem co tego pierwszego ale matkę ma
inną.
-
Aha, wobec tego jak nazywa się matka?
-
Matki nie ma, zmarła więc ja jestem matką bo jestem siostrą
matki...
Kiedy
wpisywałam ją na formularz podała inne nazwisko na formularzu
jednego chłopca a inne na drugim twierdząc, że oba są równie ważne i nie ma znaczenia, którego użyje.
Ostatnio
nasza misyjna praca przypomina rozwiązywanie zagadek
kryminalistycznych. Czasem jest więc pełna radości, czasem
bezradności, czasem także zetknięcia z cierpieniem.
MARY
PŁACZE
Kolejna
sytuacja z wypełnianiem formularza. Przychodzi dziesięcioletnia
dziewczynka. Jest sama. Zazwyczaj takie dzieci odsyłamy po rodziców.
Zaczynam jednak rozmawiać z dziewczynką i okazuje się, że ma
wszystkie dokumenty, brakuje jej tylko informacji o rodzinie.
Postanawiam z pomocą tłumacza uzupełnić te informacje i odesłać
ją do domu. Pytam:
- Jak
się nazywa twoja mama?
-
Umarła
- A
tata?
- Też
nie żyje
Widzę,
że jej brązowe oczy napełniają się łzami.
- Kto
więc się Tobą opiekuje?
-
Siostra
Łzy
zaczynają kapać na całego.
-
Masz jeszcze jakieś rodzeństwo?
- Tak
-
Daleko stąd mieszkasz? Może chciałabyś przychodzić na oratorium? Możesz spędzać z nami czas każdego dnia po szkole.
Daję
jej zestaw przyborów szkolnych m.in. kolorowy zeszyt z kotkiem
przywieziony z Polski (zambijskie zeszyty wyglądają jak gazeta).
Dziewczynka uśmiecha się a ja modlę się za nią by mimo braku
rodziców doświadczyła miłości.
Zambijska rzeczywistość wciąż mnie
zaskakuje. Każdego dnia poznaję nowe oblicza tego kraju i ludzi w
nim mieszkających. Powoli jednak Zambia staje się moim drugim domem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz