piątek, 22 stycznia 2016

Rozmowy pełne zawiłości

Około pięćdziesięciu osób ubranych kolorowo siedzi na szarym betonowym schodku przed zielonymi drzwiami prowadzącymi do budynku parafialnego. Wśród nich są mamy z uwiązanymi chitengą na plecach dziećmi. Są także starsze kobiety z siedzącymi grzecznie obok nich wnukami ubranymi w szkolne mundurki. Młodzi uczniowie wyglądają trochę jak smerfy, tylko im białych czapeczek brakuje. Są wśród nich także rozbrykane maluchy i te trochę spokojniejsze dłubiące patykiem w ziemi w poszukiwaniu jadalnych robaków. Wszyscy na coś czekają.


O CO W TYM CHODZI?

Otwieram zielone wrota sali parafialnej. Wchodzimy do niej: Sylwia, ja i dwóch zambijskich młodzieńców, których funkcja w ostatnich dniach jest nieoceniona. Ustawiamy stoliki, wyjmujemy trzy segregatory z dokumentami po czym zaczynamy.

Dziś rozpoczął się rok szkolny. W Zambii każde dziecko marzy o tym by pójść do szkoły. Nie każdego jednak na to stać. Poprzez program "Adopcji na odległość" ludzie z Polski wspierają edukację najuboższych dzieci i młodzieży. Prowadzimy rejestrację osób przychodzących z prośbą o wsparcie. Pierwszeństwo maja dzieci, które straciły rodziców.

Młodzież, począwszy od ósmej klasy aby otrzymać pomoc na opłatę szkoły i zeszytów ma zadanie odpracować minimum 10 dni na rzecz parafii. Doświadczają przez to, że ich funkcjonowanie nie musi się ograniczać do podwórka na slumsach ale pracą mogą coś w życiu uzyskać. Przy okazji mają możliwość nauczenia się różnych zawodów - ostatnio głównie murarki, gdyż budowane jest ogrodzenie nowego salezjańskiego terenu w Makululu. Dwóch mężczyzn weryfikuje i nadzoruje prace a potem przekazuje mi i Sylwii informacje o konkretnych osobach.

Obaj nadzorcy są także niezwykle pomocni w prowadzeniu rozmów z tubylcami. Tłumaczą nam to czego nie rozumiemy. A jest wiele zawiłości...



JAK MASZ NA IMIĘ?

Jednym z dokumentów jakie potrzebujemy podczas gromadzenia informacji o uczniach objętych programem "Adopcji na odległość" jest formularz osobowy. Zadaję więc pytania:

- Jak masz na imię?
- John Mulenga
- Byłeś na liście w tamtym roku?
- Tak
- Nie widzę Twojego nazwiska, na pewno byłeś?

Przeszukuję wszystkie dokumenty. Trwa to około 10 minut. Nie znajduję nic o John'ie. Zaczynam jeszcze raz, powoli. On zagląda mi przez ramię.

- O! Jest! - woła
- Jak to jest? - pytam – Przecież to nie jest formularz John'a Mulengi tylko Patrick'a Mumby.
- Tak, bo to moje drugie imię i nazwisko.

Uśmiecham się tylko bo to nie pierwsza podobna sytuacja...
Jeden mężczyzna próbował mi któregoś dnia wytłumaczyć jak to jest z tymi imionami. Niestety chyba niewiele zrozumiałam. Podobno minimum to trzy imiona. Jedno jest tym, które używają w domu – imię tradycyjne, drugie jest używane w dokumentach np. szkolnych, trzecie wynika z wierzeń religijnych. W przypadku katolików trzecim imieniem jest to ze Chrztu.



JAK SIĘ TWÓJ TATA NAZYWA?

Kolejne pytanie dotyczy rodziców. Pytam:
- Masz ojca?
- Tak
- Jak się nazywa?
- Nie wiem

Innym razem:
- Masz ojca?
- Nie.
- Kto jest Twoim opiekunem?
- Ojciec.
- Mówiłeś, że nie masz ojca.
- No bo nie mam, ale brat ojca to też ojciec.

Kiedy indziej znowu przychodzi kobieta by ponowić prośbę o adopcję swoich dwóch synów, którzy nie mieli uzupełnionych formularzy osobowych. Pytam:
- Czy ten chłopiec ma ojca?
- Tak.
- Jak się Pani nazywa bo chcę panią wpisać w rubryce "matka"?
- Ale ja nie jestem matką tego chłopca, jestem matką tego drugiego, którego ojciec jest tym samym ojcem co tego pierwszego ale matkę ma inną.
- Aha, wobec tego jak nazywa się matka?
- Matki nie ma, zmarła więc ja jestem matką bo jestem siostrą matki...

Kiedy wpisywałam ją na formularz podała inne nazwisko na formularzu jednego chłopca a inne na drugim twierdząc, że oba są równie ważne i nie ma znaczenia, którego użyje.

Ostatnio nasza misyjna praca przypomina rozwiązywanie zagadek kryminalistycznych. Czasem jest więc pełna radości, czasem bezradności, czasem także zetknięcia z cierpieniem.

MARY PŁACZE

Kolejna sytuacja z wypełnianiem formularza. Przychodzi dziesięcioletnia dziewczynka. Jest sama. Zazwyczaj takie dzieci odsyłamy po rodziców. Zaczynam jednak rozmawiać z dziewczynką i okazuje się, że ma wszystkie dokumenty, brakuje jej tylko informacji o rodzinie. Postanawiam z pomocą tłumacza uzupełnić te informacje i odesłać ją do domu. Pytam:

- Jak się nazywa twoja mama?
- Umarła
- A tata?
- Też nie żyje
Widzę, że jej brązowe oczy napełniają się łzami.
- Kto więc się Tobą opiekuje?
- Siostra
Łzy zaczynają kapać na całego.
- Masz jeszcze jakieś rodzeństwo?
- Tak
- Daleko stąd mieszkasz? Może chciałabyś przychodzić na oratorium? Możesz spędzać z nami czas każdego dnia po szkole.

Daję jej zestaw przyborów szkolnych m.in. kolorowy zeszyt z kotkiem przywieziony z Polski (zambijskie zeszyty wyglądają jak gazeta). Dziewczynka uśmiecha się a ja modlę się za nią by mimo braku rodziców doświadczyła miłości.




Zambijska rzeczywistość wciąż mnie zaskakuje. Każdego dnia poznaję nowe oblicza tego kraju i ludzi w nim mieszkających. Powoli jednak Zambia staje się moim drugim domem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz