sobota, 13 czerwca 2015

O początkach salezjańskiej podróży wgłąb serca

Wrzesień 2014

Stoi na stacji lokomotywa... Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem...
(***)

Warszawa Centralna - wysiadam.
Zostały jeszcze 3 godziny do spotkania. Nie chcę od razu jechać do Salezjanów. Jestem sama, a stolicę znam słabo, czuję się trochę obco. Zastanawiam się, co czeka mnie w weekend, kogo spotkam, co będzie się działo. Jem lody w Macu i zachodzę w głowę co ja tu w ogóle robię. Przecież mogłam zostać w domu i leżeć sobie teraz z jakąś ciekawą książką w ręku...


(***)
Wysiadam z autobusu miejskiego na Sójki. Idę trzymając w ręku kartkę z rozrysowaną trasą do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego. Przede mną jakaś osoba ze śpiworem pod pachą. Przyspieszam kroku i wołam:
- Do Salezjanów?
- Tak!
Przedstawiamy się, podajemy ręce i rozmawiając docieramy do bramy Ośrodka. Odzywa się dźwięk bramki. Otwarte.


Tak oto pierwszy raz przekraczam progi SOM-u. Ze spotkaną po drodze Moniką trafiamy do jednego pokoju.


W Ośrodku: radość, rozmowy, uśmiechy, a także czas na zadumę i modlitwę. Treści jakie są poruszane na spotkaniu to właśnie te, które ostatnio przeżywam. Słucham informacji o ks. Bosko i uświadamiam sobie, że przecież jest to święty znany mi bardzo dobrze z dzieciństwa. Czuję, że trafiłam w odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie. Postanawiam, że przyjadę w październiku. Jestem przekonana o ojcowskiej miłości Boga. Myślę, że to On mnie tu przyprowadził.


Październik 2014


"Owoc pracy zależy od mojej relacji z Jezusem, a nie od mojego oddania się pracy." - słyszę na konferencji ks. Macieja i słowa te zaczynają drążyć moje serce. To co z zaangażowaniem i poświęcaniem się? A może moja praca i poświęcanie jest pragnieniem wzbudzania podziwu albo lękiem przed nieidealnością? Jak to rozeznać, jak uporządkować myśli i uczucia, jak odnaleźć prawdziwą motywację wyjazdu? Odpowiedź dostaję podczas dalszej części październikowej konferencji: "Na modlitwie!"

Ale... "kto zaczyna się modlić - niech przygotuje się na walkę duchową". Bóg o nas walczy ale i Szatan nie daje za wygraną. Bóg walczy o mnie realnie i daje to odczuć. Ode mnie zależy czy zechcę chwycić Jego dłoń i razem z Nim przetrwać burze.

Postanawiam przyjechać w listopadzie bo czuję, że walka z październikowego spotkania jest zwiastunem poważniejszej bitwy o moje serce.

(***)

Zanim jednak nastał listopad pewnego wieczoru odezwały się nagromadzone lęki. 'Nie, nie nadajesz się na taki wyjazd', 'Nie jesteś wystarczająco dobra', 'Nie poradzisz sobie' - mówił mi przeciwnik. 'Pomódl się do Matki Bożej i Księdza Bosko' - wmieszała się do rozmowy delikatna myśl, którą odepchnęłam... 'Jestem zmęczona' - pomyślałam. Dialog ten rozgrywał się w trakcie czytania "Snów księdza Bosco". Zniechęcenie spowodowało, że odłożyłam książkę i trwałam zanurzona w myślach. Aby wyrwać się z tego stanu postanowiłam wykąpać się i przed snem na chybił-trafił przeczytać jeszcze jeden rozdział książki. Pierwsze słowa, na które trafiłam odebrałam bardzo osobiście:

"- Księże Bosko, niech mnie ksiądz ratuje! Księże Bosko, niech mnie ksiądz ratuje!
- Nie bój się - powiedziałem mu - czy naprawdę chcesz być dobry?
- Tak, tak, księże Bosko! Ale co mam zrobić, żeby się uratować?
- Nie lękaj się: uklęknij, weź w dłonie medalik z Matką Bożą. I módl się ze mną.
Chłopiec ukląkł. Demony chciały się zbliżyć, ale ja stałem z podniesionym kijem."


Pan Bóg z księdzem Bosco jako orędownikiem walczy o moje serce i wprowadza mnie na drogę modlitwy i zaufania. Daje doświadczać, że to nie moje siły czy zdolności są najważniejsze. Przecież On dodaje sił, zdolności i wlewa odwagę. Odtąd zdałam sobie sprawę, że pociąg jadący w głąb mojego serca po torach modlitwy i zaufania zaczyna zbliżać się ku stacji "POKÓJ".

Listopad 2014


Spotkanie listopadowe utwierdza mnie w słuszności przyjazdów do SOM-u. Tym razem po raz kolejny odbieram zaproszenie do odkrywania świata moich uczuć i postępowania w podróży wgłąb serca, w podróży, która prowadzi do spotkania z Bogiem.

Koniecznym warunkiem wzrostu duchowego i szukania Woli Bożej jest zajęcie się swoimi uczuciami nieuporządkowanymi. Porządkowanie wymaga  jednak wysiłku, z którym związany jest ból i cierpienie. Dopiero po ich przeżyciu może pojawić się prawdziwa radość.

Podczas sobotniej adoracji, która jest stałym elementem spotkań formacyjnych modlę się by Duch Święty pokazał mi uczucia, które nie pozwalają mi w pełni żyć. Modlitwa zostaje wysłuchana i przypieczętowana słonym potokiem. Otrzymuję łaskę przeżycia bólu, od którego od wielu lat uciekałam i o którym chciałam zapomnieć. W głowie słyszę słowa z konferencji: "Bez cierpienia nie ma świętości a dojrzałość emocjonalna jest fundamentem dojrzałości duchowej." Przebaczam sobie, doświadczam miłości Pana Boga, chcę żeby kruszył twarde skorupy mojego serca i dostawał się do jego wnętrza, by o to serce walczył.

Grudzień 2014


'Pokora to umiejętność rozpoznawania własnej słabości i grzeszności. To przyjęcie własnej małości wobec wielkości Boga. Człowiek pokorny nie potrzebuje pochlebstw, nie porusza go ani nie obraża cudze lekceważenie. Nie jest przewrażliwiony, potrafi ustąpić. Ma w sobie radość i pokój wewnętrzny.' Wiele jeszcze pracy przede mną, coraz wyraźniej widzę w sobie pychę ale im bardziej odkrywam słabości tym bardziej chcę współpracować z najlepszym Tatą i pozwalać Mu by to On działał i mnie przemieniał.

Modlę się: Boże, mimo, że brzmi to nielogicznie, dziękuję Ci za moje grzechy, za moje słabości, dziękuję, że nie jestem idealna a im więcej słabości w sobie znajduję tym bardziej Ciebie potrzebuję. Grzeszę więc biegnę po Twoją miłość, nie chcę zwlekać, nie mogę się Jej w sobie doczekać! 

Pojawia się radość. Zresztą, całe grudniowe spotkanie przepełnione jest salezjańską radością - jasełka, św. Mikołaj, prezenty, wspólna kolacja wigilijna...! Zaczynam czuć się w Ośrodku jak u siebie. Bardzo porusza i zapada mi w pamięć opowieść siostry Briege McKenny, którą ksiądz Maciej cytuje na sobotniej konferencji:

"Parę lat temu w czasie rekolekcji doznałam bardzo silnych pokus i zniechęcenia. Tej nocy przyszły mi do głowy wszystkie pokusy, jakie jesteście sobie w stanie wyobrazić. Rankiem idąc na Mszę Świętą, czułam się rozbita i zniechęcona z powodu ataków szatana, jakie przeszłam poprzedniej nocy.

Kiedy miałam przystąpić do Komunii Świętej, mówiłam: Jezu, wiem że Ciebie przyjmuję, ale czuję się taka onieśmielona, taka przybita i niegodna przyjęcia Ciebie.

Po przyjęciu Hostii, gdy wracałam na swoje miejsce, miałam bardzo wyraźne widzenie namiotu. Pamiętam, że przyglądałam się mu i myślałam: Jaki biedny namiot, jaki on jest zniszczony. Oglądałam go ze wszystkich stron i mruczałam: Musiał przejść jakąś straszliwą burzę.

Uklękłam w ławce. W widzeniu zobaczyłam jakiegoś człowieka, jak wchodził do namiotu. Widziałam też siebie samą, jak mówiłam do tego mężczyzny: nie możesz przecież tam wejść w ten bałagan. Zobacz – namiot jest w strzępach. Całe płótno to jedna wielka dziura.

Ów człowiek spojrzał na mnie z uśmiechem i rzekł: O co ci chodzi? Przecież Ja tu mieszkam.

W tym momencie zdałam sobie sprawę, że ten porwany namiot to ja sama. Mój namiot był cały poszarpany z powodu pokus, grzechu, zniechęcenia i wszystkich rzeczy, które mi dokuczały tej nocy. Teraz Jezus dawał mi następną lekcję. Pokazał mi, że nie zważa na to, iż wyglądam jak zdemolowany namiot. On mieszka we mnie pomimo opłakanego stanu, w jakim się znajduję, i teraz znowu przyszedł do mnie pod postacią Chleba.

To było bardzo upokarzające: nigdy wcześniej nie myślałam o sobie jako o starym, porwanym namiocie! Potem było tak, jakby Jezus wprowadził mnie do wnętrza namiotu. Siedliśmy razem za stołem, a On ujął obie moje dłonie i rozmawiał ze mną przez szerokość stołu.

Jezus mówił, a ja wciąż rozglądałam się po wnętrzu namiotu i mówiłam: Och mój Boże! Spójrz tylko na ten namiot! Co sobie ludzie pomyślą? Popatrz na cały ten bałagan!”

Poprosiłam o wybaczenie i wysunęłam ręce z dłoni Jezusa. Wyciągnęłam krzesło, weszłam na nie i zaczęłam pośpiesznie łatać dziury w namiocie powtarzając w myśli „Co sobie ludzie pomyślą, kiedy zobaczą wszystkie te dziury?” Strasznie zaabsorbowało mnie to, że powinnam doprowadzić namiot do przyzwoitego wyglądu. Popychał mnie do tej pracy wstyd przed ludźmi.

Nagle poczułam, że Jezus delikatnie ciągnie mnie w dół. Spojrzał na mnie z wielką dobrocią i powiedział: „Briege, jeśli tak będziesz się martwić dziurami w namiocie i łataniem ich , to całkiem o Mnie zapomnisz. Ale jeśli zaczniesz troszczyć się o Mnie, to Ja sam ci ten namiot połatam.”

Zrozumiałam wtedy, że zbyt wiele czasu poświęcałam moim pokusom i grzechom oraz temu, co pomyślą o mnie inni ludzie. Pan zaś pokazał mi, że nawrócenie i pokuta mają miejsce tylko wtedy, gdy zależy nam na Jezusie i kiedy ku niemu się zwracamy. Nawracając się do Jezusa, automatycznie odwracasz się od grzechu. Nie możesz poświęcić całej uwagi Jezusowi i w tym samym czasie powrócić do grzechu.

Potem Pan dał mi drugą lekcję. Znów siedziałam za stołem. Wyjrzałam z namiotu na zewnątrz i zobaczyłam rzeszę ludzi z mnóstwem kłopotów, chorób, trudności. Powiedziałam: och, powinnam do nich pójść, wszyscy mnie potrzebują. Skoczyłam na nogi i krzyknęłam: Boże, jak ja sobie poradzę ze wszystkimi tymi problemami? Tylu ludzi, takie mnóstwo kłopotów!

Jezus pogroził mi palcem i powiedział z uśmiechem: oni wcale nie przyszli do ciebie, abyś im rozwiązywała problemy. Przyszli tylko dlatego, że Ja w tobie mieszkam. Ja jestem tym, który uzdrawiam. Wszystko, czego od ciebie oczekuję, to byś była narzędziem.

To prawda, ja nie mogę tym ludziom pomóc. Dzień w którym uwierzę, że mogę, będzie dniem, w którym ucieknę i zostawię Jezusa w porwanym namiocie. Będzie to dzień, w którym popadnę we frustrację i błędy. W tym dniu Briege McKenna zacznie budować swoje własne królestwo zamiast tego, które daje Pan."

(***)

Jeśli ktoś chce żeby mu się życie zmieniło, żeby zadziały się cuda niech przyjdzie do Jezusa - jest obecny! Żywy i prawdziwy w Najświętszym Sakramencie. On sam łata rozdarte namioty naszych serc. Wystarczy z Nim być!

(***)

Sylwester przyniósł kolejną misyjną refleksję. Znalazłam się w mieście, w którym studiowałam. Weszłam do jednego z kościołów by podziękować za mijający rok. Okazało się, że wkrótce zacznie się Msza św. Zostałam. Oczekując na Eucharystię dziękowałam za czas studiów, za obecną pracę, za ostatni rok i prosiłam o błogosławieństwo na kolejny. Myśli przeszły na temat wyjazdu na misje. W głowie krążyły pytania "czy to będzie dla mnie dobre", "czy to moja droga"... Zaczęłam się modlić o dobre rozeznanie i o jakiś znak. W tym momencie usłyszałam dzwonek, rozpoczęła się Eucharystia a na ołtarz weszło dziewięciu czarnoskórych księży. Pan Bóg ma poczucie humoru.

Styczeń 2015


Styczniowe spotkanie dotyczy rozeznawania duchowego. Pragnienie wyjazdu na misje może być pomysłem podrzuconym przez Boga, szatana albo przez moją nieuporządkowaną naturę. Ksiądz Maciej tłumaczy nam, że Duchy zupełnie inaczej działają w sercu w stanie łaski uświęcającej i w sercu w stanie grzechu ciężkiego. W sercu czystym, Duch Święty działa delikatnie, jak lekki powiew wiatru. Zły duch w sercu czystym uderza nas w głowę jak młotkiem. W sercu grzesznym Duch Święty będzie szczypał wyrzutami sumienia i niepokoił. A zły duch będzie głaskał, chwalił i pieścił. Zapieści nas swoim spokojem bo zależy mu na tym, abyśmy trwali w grzechu, żeby nic nie mąciło naszego grzechu, żadne wyrzuty sumienia.

Przede mną rozeznanie: Jechać - nie jechać na misje?

Od czego zacząć? Odpowiedź jest prosta - od życia bliżej Jezusa, życia w stanie łaski.

Kiedy myślę nad wyjazdem czuję, że się nie nadaję. Przecież co chwila upadam, kogoś oceniam, porównuję, brakuje mi pokory, moje zabieganie o swoją wartość jest wciąż nieuporządkowane czyli pełne pychy.

"Strzeż się więc, byś nie ulegał zbytnio pragnieniu, które powziąłeś nie biorąc mnie (Jezusa) pod uwagę, aby przypadkiem później to, co wybrałeś jako lepsze dla siebie, nie obróciło się w karę i nieszczęście. Nie trzeba bowiem od razu ulegać temu poczuciu, że coś wydaje się dobre, ale także nie od wszystkiego, co z początku wydaje się złe, należy uciekać." (O naśladowaniu Chrystusa)

Na styczniowym spotkaniu zostaję zachęcona do tego aby już przestać koncentrować się na szukaniu odpowiedzi, przestać koncentrować się na przebaczeniu, na uzdrowieniu, na darach i na uczuciach ale skupić się na Jezusie Eucharystycznym, na Jego Osobie. Zły duch chce nas skoncentrować na efektach. Dary, charyzmaty, uzdrowienie, przebaczenie, pokój w sercu to naturalne następstwa bliskości Jezusa jednak nie Jezus. Jeśli będę współpracować z Bogiem On wskaże co w danym momencie życia jest mi potrzebne. Najważniejsze jest bycie blisko Niego i całkowicie dla Niego.

Luty 2015


Przyszedł czas na badania psychologiczne. Czego się o sobie dowiem, jak te owiane legendą badania wyglądają? Ufam, że decyzja jaką podejmie psycholog i Ksiądz Dyrektor będzie dobrą decyzją. Może powinnam jeszcze coś w sobie przepracować zanim wyjadę, może w ogóle zostać w Polsce i tu układać życie. Przecież w Polsce jest tyle potrzebujących dzieci... a mi może będzie łatwiej odnaleźć się w polskiej rzeczywistości. Czy trzeba jechać aż do Afryki?

Rzucam się jednak w ramiona Ojca. Skoro Pan Bóg przyprowadził mnie do Ośrodka to ufam, że nie bez przyczyny. Jeśli na tym etapie skończy się moje przygotowanie do wyjazdu to jestem wdzięczna i dziękuję za wszystko czego doświadczyłam.
(***)
Mogę jechać.

Teraz ode mnie zależy czy chcę i dlaczego chcę. Zaczynam zadawać sobie pytania: Czy moją motywacją jest Jezus Chrystus? I co to w ogóle znaczy, że Jezus Chrystus jest motywacją...?

Marzec 2015


Nawróć się wreszcie, spotkaj Jezusa!

Nawrócenie to poznanie prawdy o sobie i Bogu.

W czasie konferencji padają pytania: Jakie są moje ucieczki? W co uciekam? Czy przypadkiem nie uciekam od wzroku Boga? Czy nie chciałabym zamknąć serca i przestać czuć cierpienia, przestać czuć, że powinnam przebaczyć, że nie jestem idealna?
Czas przestać budować idealny obraz siebie! W ciszy przed Najświętszym Sakramentem odbywam podróż wgłąb serca.
"Tak mnie skrusz,
Tak mnie złam,
Tak mnie wypal Panie
Byś został tylko Ty
Jedynie Ty"


Kwiecień 2015


Na spotkaniu kwietniowym w Ośrodku misyjnym mamy gości  - małżeństwo z trójką dzieci. To własnie oni pomagają zrozumieć miejsce w Kościele i społeczeństwie. Moje miejsce - jako kobiety. Aby je odnaleźć trzeba nauczyć się kochać.
Może własnie wyjazd misyjny rozwinie mnie w miłości?
Pojawia się we mnie pragnienie aby kochać dojrzale, tak by Ci, których kocham to odczuwali a jednocześnie stawiać wymagania mimo, że te nie zawsze poprawiają nastrój. Podobnie kochał swoich chłopców św. Jan Bosco - sprawca zamieszania.


Aby jednak mówić "kocham" trzeba najpierw opanować stronę bierną tego czasownika i zawołać "jestem kochana". Tego może nauczyć mnie kochający Bóg, który mówi: "Chcę dać ci serce nowe i tchnąć nowego ducha. Jeśli zechcesz, pokażę ci to, czego nie widzisz, abyś mogła przemienić swe serce. Nie bój się."


Maj 2015


Na majowe spotkanie przyjeżdżają rodzice wolontariuszy. Dowiadują się w końcu gdzie przez ostatnie kilka miesięcy spędzałam weekendy. Ciesze się z ich obecności. W czasie Eucharystii dziękuję za moje życie, rodziców i rodzeństwo.

To już ostatnie spotkanie. W maju czekają nas jeszcze rekolekcje we Włoszech a potem posłania misyjne.
Czuję wdzięczność za czas formacji w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Wiem, że to nie koniec podróży wgłąb serca. Formacja była potrzebna by wprowadzić na odpowiednie tory mój duchowy rozwój. Chcę nadal być otwarta na działanie Ducha św. i na Jego uzdrawiającą moc. Chcę się jak najczęściej spotykać z Jezusem, każdy dzień przeżywać w Jego obecności - tu w Polsce, później na misjach a potem gdziekolwiek będę.

(***)

Tak naprawdę to nie ja wybrałam misje, to Bóg mnie znalazł, to On kształtuje moje serce. Oczyszcza, porządkuje, rozbija egoizm, uczy rozeznawania. I daje serce nowe i ducha nowego, odbiera serce kamienne a daje serce z ciała. (Ez 36, 26).

(***)

Chcesz doświadczyć podobnej przygody? Ona nie zaczyna się w Afryce, ona zaczyna się w głębi serca. Nie każdy potrzebuje Afryki by zacząć badać swoje serce. Może wystarczy jedno spotkanie w Salezjańskim Ośrodku, może jedna Eucharystia dobrze przeżyta, może jeden uśmiech przypadkowo spotkanego człowieka. Duch działa tak jak chce. Pytaj, wsłuchuj się w serce a otrzymasz odpowiedź. Ja ją dostałam. Wyjeżdżam na rok do Kabwe w Zambii. Nie wiem jak będzie wyglądać to badanie serca, ale skierowanie dostałam od najlepszego Lekarza. Ufam, że wie co robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz