Czy włamanie i kradzież mogą być zabawne? W Zambii zdecydowanie tak!
NAUKA ANGIELSKIEGO
Siedzimy na łóżku w
naszym nowym pokoju, który tej nocy został nawiedzony przez
intruzów. Siedzimy ze słownikiem polsko-angielskim i sporządzamy
listę. Jest to spis rzeczy ukradzionych. Kto by pomyślał, że w
ten sposób będę poszerzać swój zasób słownictwa...
POSTERUNEK POLICJI
Na
wysokiej ławie siedzi pięciu policjantów wpatrzonych w ekran
telewizora. Na ścianach czarne pajęczyny i włochate pająki. W
rogu stoi niezbędnik komisariatu policji – zamrażarka. Za plecami
policjantów kraty i wyglądający zza nich więźniowie. Zaduch.
Jeden
z funkcjonariuszy notuje nasze zeznanie z kradzieży. Spisuje dane
osobowe: imię, nazwisko, płeć, wiek, zawód, narodowość, miejsce
zamieszkania w Zambii. Policjant nie chce żadnego dokumentu, wierzy
na słowo. Na koniec pyta jeszcze Sylwię:
-
Jak się nazywa twoja wieś?
-
Jak to? Ale tutaj? W Zambii?
-
Nie, w Polsce.
Sylwia
zaskoczona ze śmiechem na ustach udziela odpowiedzi.
Po
kilku próbach mężczyzna poprawnie zapisuje nazwę miejscowości po
czym kontynuuje przesłuchanie:
-
A kto jest królem twojej wioski?
Patrzymy
na siebie z Sylwią i wybuchamy śmiechem. Nawet pozostali policjanci
odrywają na chwilę wzrok od telewizora i patrzą w naszym kierunku
zdziwieni tą reakcją. Przesłuchujący funkcjonariusz prosi byśmy
skontaktowały się z rodziną i zapytały o dane osobowe króla.
Kiedy
udaje nam się wyjaśnić, że w Polsce trochę inaczej niż w Zambii
sytuacja z królem wioski wygląda przechodzimy do dalszej części
zeznania. Policjant prosi byśmy dokładnie wypisały nazwy rzeczy,
które nam zginęły. Dajemy mu sporządzoną wcześniej listę.
Zostajemy dodatkowo poproszone o podanie nazw żywności i leków,
które zostały ukradzione. Zaczynamy się znowu śmiać i
tłumaczymy, że wiele z tych rzeczy miało polskie napisy.
Funkcjonariusz nie daje za wygraną i prosi byśmy wypisały to co
było na opakowaniach produktów. Cóż było robić:
- kisiel
- budyń
- drożdże
- bita śmietana
- toffifi
- proszek do pieczenia
- Chela Mag B6
- Witaminy dla kobiet
- ...
Przesłuchanie
trwa już chyba dwie godziny ale policjant nie wydaje się nim
znudzony. Pyta co chwila co to za literka wskazując raz na "ń",
raz na "ż" po czym i tak zapisuje po swojemu. "Drożdże"
to "drotote" a "proszek do pieczenia" – "prosiek do
pieonenuia". Nie ukrywam, że ja też się przy tym dobrze bawię.
Zważywszy na trudności ostatniego czasu uznaję, że potrzebuję
nieco kabaretu i nie próbuję go skracać.
Ostatecznie
po zakończonym przesłuchaniu udajemy się wraz z dwoma panami
ubranymi w zielone mundury na miejsce przestępstwa.
DOCHODZENIE
Wraz
w policjantami dokładnie obchodzimy każdy kąt mieszkania zarówno
na zewnątrz jak i wewnątrz. Jeden z mężczyzn wyjmuje swój
telefon komórkowy (jakaś stara nokia klawiszowa) i tym niezwykle
profesjonalnym sprzętem zaczyna pstrykać zdjęcia. W pewnym
momencie zauważam, że moje świece, które dostałam od cioci w
paczce bożonarodzeniowej leżą w kałuży błota. Chcę je podnieść
ale policjant woła bym absolutnie nic nie dotykała! (pewnie oglądał
jakiś program kryminalistyczny i tam też tak mówiono, ominął
jednak następny odcinek – ten dotyczący zbierania odcisków).
Następnie udajemy się w busz na poszukiwanie śladów. Ta droga
przypomina nieco śledzenie nosorożców (przeżyłam je kilka
miesięcy wcześniej w parku narodowym). Po kilku minutach znajdujemy
pierwszy i jedyny ślad – ulotkę z Magnezinu, którą mężczyzna
dokładnie fotografuje i obchodzi dookoła jakby co najmniej była bombą i jeden nieodpowiedni ruch spowodowałby
jej wybuch. W międzyczasie odbywają się bardzo poważne
rozmowy:
- Kiedy wyjdziesz za mąż? Ile będziesz miała dzieci? - pyta funkcjonariusz jakby nigdy nic.
Po
pół godzinie szukania dalszych śladów policjanci stwierdzają, że
czas wracać.
- Co dalej Panowie zamierzają zrobić w naszej sprawie? – pyta Sylwia
- Hm... no teraz trzeba zjeść lunch i trochę odpocząć – słyszymy odpowiedź.
CZEMU
OKNEM A NIE DRZWIAMI?
Czyli pytania bez
odpowiedzi.
Prawda jest taka, że
miałyśmy w tym wszystkim dużo szczęścia. Mało, że nas nie było
podczas kradzieży, cenne rzeczy zamknęłyśmy na klucz w metalowej
szafie to jeszcze złodziej był średnio inteligentny.
W naszym nowym mieszkaniu
były dwoje drzwi prowadzących na dwór – jedne z pokoju, drugie z
łazienki. Jedne i drugie były zamknięte jednak w drzwiach
łazienkowych zostawiłyśmy klucz od środka. Złodziej mógł więc
zatem po włamaniu się z łatwością otworzyć drzwi i wynieść o
wiele więcej niż przez wąskie okienko. No cóż, dzięki Bogu nie
wpadł na to!
Poza tym w pokoju
zostawiłyśmy klucze do tej cudownej metalowej szafy – złodziej
także na to nie wpadł, że mogą pasować do zamka w sejfie.
Podejrzewam, że był to
ktoś o ciemnej karnacji, gdyż mój puder do twarzy ocalał. Pewie
był zbyt jasny.
Zastanawia nas też fakt
na jakiej podstawie dokonano kradzieży. Ktoś szukał pieniędzy bo
przegrzebał wszystko ale dlaczego na przykład zabrał nam herbatę
malinową a truskawkową zostawił? Dlaczego zabrał stare,
rozlatujące się sandały a nowe, nieużywane adidasy zostawił? Co
zrobi z musującym wapnem? Czy budyń będzie gotował razem z
n'szimą? Jak użyje stopperów do uszu – może jako gumę do
żucia... Te i inne pytania już na zawsze pozostaną tajemnicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz